Archiwum luty 2020


lut 26 2020 Odcinek 4
Komentarze: 0

Siemanko. 

Dzisiaj nietypowo wjeżdża recenzja płyty. Miłej lektury!

 

 

Małpa -  Blur. Tytuł recenzji zamazał się w natłoku dobrych wersów. 

Pewnie każdy profesjonalny recenzent napisałby teraz które to solowe wydawnictwo toruńskiego rapera, ile lat minęło od Jego ostatniego krążka i inne tego typu informacje, które każdy fan Małpy doskonale zna, a każdy podobny mi ignorant i tak oleje tak sztuczny wstęp, więc przejdźmy od razu do rzeczy. 

Podchodziłem do słuchania tego krążka bez żadnych uprzedzeń i własnych przekonań, jedyne co wiedziałem o tym albumie to jakaś opinia nieznanego mi aktualnie autorstwa, że jest mocno średni. Skoro nie pamiętam autora, oznacza to jedynie, że osoba głosząca takie sądy nie jest dla mnie żadnym autorytetem, gdyż nawet nie mam zielonego pojęcia z kim stanowczo się nie zgadzam. 

Brzmieniowo krążek jest świeży, idealnie balansujący na granicy nowoczesności z rapowymi kanonami, Magiera po raz kolejny udowodnił, że produkcje spod jego szyldu to coś, co śmiało można sklasyfikować jako wyrób najwyższej jakości. 

Co do samej treści - nie jest to płyta dla instagramowych nastolatek. Album jest pełen cierpkich przemyśleń zawiedzionego trzydziestolatka, jak to w przypadku toruńskiego rapera, inteligentne spostrzeżenia idą w parze z nietuzinkowym flow. Jest kilka wersów, które wymiatają w ziemię za pomocą mocą niezliczonej ilości ciarek na plecach. "Chyba za długo byłem sam, bo nie potrafię gadać z ludźmi. Nawet ci, których lubię wydają mi się nudni." - to jeden z przykładów, przy których uśmiechnął się ironicznie, pod nosem mrucząc "kurwa, bez kitu". W rapie najbardziej cenię autentyczność i szczerość. Na drugim miejscu są teksty, z którymi mogę się utożsamiać. Z gorzkimi przemyśleniami Torunianina utożsamiam się niemal w całości albumu. Mimo tego krążka nie można nazwać smutnym, lepszym określeniem będzie skłaniający do refleksji. 

A tak apropos refleksji - jeden z kawałków mocno skojarzył mi się z płytą Rymoplastykon - Z wód Bałtyku. A jak już jesteśmy przy innych składach - przejdźmy do gości. Według mnie świetnie uzupełniają autora płyty, co przy tematyce poruszanej na płycie jest pozytywnie zaskakujące, że nikt nie zepsuł nostalgiczno - refleksyjnego klimatu. 

Być może troszkę zbyt płytko opisałem tę płytę, więc w ostatnich zdaniach troszkę się poprawię. Jeśli jesteś trzydziestolatkiem mającym wrażenie, że życie ucieka Ci między palcami, a równolegle inne perspektywy niż obecne położenie są rozmyte - koniecznie sięgnij po ten album. Jeśli jednak w rapie szukasz disco brzmienia, a tekst jest tylko pustym dodatkiem do elektronicznego bitu - blur z całą nn pewnością nie jest dla Ciebie. No to tyle, miłego słuchania! 

alfonscytrynek1 : :
lut 20 2020 Odcinek 3
Komentarze: 0

 

Propaganda wyłącza myślenie - tłusty czwartek

 

Przechodziłem obok jednej z legnickiej pączkarni, przed którą uformowała się kolejka jakby za każdego zamówionego paczką płacili złotówkę. Po fali wkurwienia na ludzki debilizm nie znający granic, stwierdziłem że kolejka jest tylko skutkiem, a przyczyny należy szukać gdzie indziej. A zatem co sprawia, że ludzie stoją w kilometrowej kolejce za pączkami, które tydzień wcześniej mogą kupić podchodząc z marszu do okienka? 

 

Propaganda ma siłę na tyle ogromną, że Niemcy uwierzyli w to, że Hitler zbawcą Europy. Propaganda wmówiła im, że za wszystkie problemy świata odpowiedzialni są Żydzi. Propaganda umożliwiła rozpętanie największego konfliktu w dziejach, bo państwa pertrsktujące z Hitlerem czuły strach drżąc przed potężną rzeszą mająca wytrzymać tysiąc lat. A czym innym jest agresywny marketing koncernów farmaceutycznych? Czym jest nakręcanie popularności halloween? Czym jest karp w wigilię? To nie jest propaganda? A jak nazwiesz to, że ktoś, tak naprawdę chuj wie kto i chuj wie po co każe Ci wpierdalać pączki akurat dzisiaj? A Ty jak ten pierdolony leming stoisz w kolejce, bo tłusty czwartek, bo to tradycja, że trzeba zeżreć pączka... 

 

Ale nie obrażaj się drogi lemingu, postępujesz tak, bo w taki sposób zostałeś zaprogramowany. Stój w kolejce, rób co Ci każą i nie zadawaj pytań. 

 

Dziś krótko, bo nie mam ochoty na elaboraty na temat propagandy w dzisiejszych czasach. Miłego dnia!

 

alfonscytrynek1 : :
lut 20 2020 Odcinek 2
Komentarze: 0

Co sprawia, że piłka nożna ma w sobie to coś?

 

Zanim rozpoczniesz czytanie tego wpisu mam do Ciebie jedną prośbę. Odpowiedz sobie na pytanie postawione w tytule. Jeśli masz ochotę, podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzu, z przyjemnością przeczytam czym jest dla Ciebie gra, która posiada pewnie  z miliard fanów. Obawiam się, że trochę się rozpisałem, jednak nie chciałem zbyt powierzchownie podejść do tematu. Taką miałem koncepcję tego tekstu, skracałem jak tylko mogłem, zdaje sobie sprawę, że tekst jest długi.bMimo wszystko... Miłej lektury!

 

 

Futbol jest jedynym sportem, który potrafił wywołać wojnę, a precyzyjniej to nawet dwie. Jedna z nich nawet nazywa się wojną futbolową. Napięcie pomiędzy Hondurasem, a Salwadorem pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku było ogromne, jednak to bezpośredni pojedynek piłkarski wywołał konflikt trwający kilka dni. Nie będę zanudzał szczegółami, zainteresowanym polecam książkę Ryszarda Kapuścińskiego - wojna futbolowa.
Ostatni poważny konflikt zbrojny w Europie to Wojna Bałkańska i to ona jest drugim przykładem, gdy futbol wychodzi daleko poza ramy sportu. Jeśli chodzi o przebieg walk - napierdalał się każdy z każdym, generalnie jeden wielki rozpierdol naznaczony tysiącami ofiar, w tym ludobójstw na tle religijno - narodowościowym. Finał był taki, że rozpadła się Jugosławia, ale co wspólnego ma futbol z politycznymi przemianami? Ano już spieszę z wyjaśnieniem.

Na początku lat 90tych ubiegłego stulecia istniało takie państwo jak Jugosławia, w którym narodowości bałkańskie  zostały wrzucone w jeden sztucznie stworzony kraj, gdzie wspólnie miały egzystować narody zwaśnione odmiennością religii. Najbardziej krwawe zatargi zawsze rozbijają się o to, który Bóg jest najlepszy, a w przypadku Bałkanów o palmę pierwszeństwa rywalizuje aż trzech kandydatów. W imię założeń, które mają czynić ludzi lepszymi, trup ścielił się gęsto. Po śmieci Josipa Tito, który dyktaturą utrzymywał względny porządek w państwie, napięcie narastało, aż w końcu sięgnęło zenitu. Jednym z wydarzeń, które podaje się jako punkt zapalny, był mecz piłkarski  rozgrywany 3 maja 1990 roku  pomiędzy Dynamem Zagrzeb, a Crveną Zvezda. Na trybunach wybuchła gruba awantura, idealnie odzwierciedlająca nastroje społeczne.  Jugosłowiańska policja, w której dominowali Serbowie, była bardzo brutalna wobec chorwackich kibiców, co skutkowało ganiankami i zadymami już przed rozpoczęciem spotkania. Dodatkowo fani obu drużyn pałali wobec siebie ogromną nienawiścią, również na wspomnianym tle religijnym. Koniec końców, w ogólnej konsekwencji późniejszych wydarzeń mecz piłkarski  doprowadził do tego, że rozpadła się Jugosławia.
Ciekawostka nr 1
Pod większością stadionów na Bałkanach można znaleźć tablicę poświęconą kibicom, którzy zginęli podczas wojny. Pod jednym z takich miejsc pamięci symbolicznie zapaliliśmy znicze, aby oddać hołd wszystkim kibicom z Bałkanów poległym w walce o swój kraj.
Ciekawostka nr 2:
Jeśli wpiszesz w google hasło "Zovomir Boban hit COP" powinieneś ujrzeć filmik, którzy przedstawia piłkarza kopiącego policjanta, który oprawia jednego z kibiców Dynama. Chorwat został legendą mając 21 lat. To, że grał później w Milanie, zdobył brązowy medal mistrzostw świata w 1998 roku ma na ten status znikomy wpływ.

 

Wspominając o tym, że futbol wywołał dwie wojny chciałem podkreślić jaką moc socjologiczno - polityczną ma sport, w którym 22 facetów w krótkich portkach biega za piłką, nierzadko utytłani po pachy w błocie.
Z reguły jedenastu z nich dopingujesz, wyładowując jednocześnie swoje frustracje z całego tygodnia. To, że żona się czepia, że szef nie dał podwyżki, albo że w Twojej ojczyźnie bardzo źle się dzieje. Piłkarze wielbieni przez pokolenia nie zawsze zostają zapamiętani za sprawą nienagannej postawy na boisku, jak choćby Zovomir Boban kopiący policjanta, Voja Bakrac odwracający się do sektora gości, by nagrodzić oklaskami hasło skandowane przez kibiców (to historia na osobny wpis), czy również Paolo Di Canio łapiący piłkę w ręce ze względu na kontuzję bramkarza rywali. Na pierwszy rzut oka jedynym wspólnym mianownikiem kopnięcia policjanta ze zdobyciem nagrody Fair Play w Anglii( Di Canio) jest... szacunek uzyskany za oba czyny. Jednak jakby pochylić się bardziej nad tymi sytuacjami, znajdziemy więcej podobieństw, ale zatrzymajmy się na tym najważniejszym. W obu sytuacjach reakcję wywołała krzywda drugiego człowieka. Boban - policjant katujący kibica. Di Canio - bramkarz rywali zwijający się z bólu. Kibice szanują piłkarzy, którzy pokazują swoje normalne oblicze, a zachowania niespodziewane i nieoczywiste świadczce o tym, że ideały futbolu są dla nich naturalne -  nie zawsze zwycięstwo na boisku jest tym, za co zostaniesz zapamiętany. 

Szacunek uzyskuje się również za sprawą postawy na boisku jak choćby Kazimierz Deyna czy Stanisław Oślizło. Ten drugi Pan to kapitan Górnika Zabrze, a konkretniej drużyny, która dotarła do finału Pucharu Zdobywców Pucharów w roku 1970. Wśród kibiców Górnika, wśród sympatyków piłki nożnej ma szacunek po wsze czasy. Korzystając z okazji polecam wywiady z Panem Stanisławem. W każdej rozmowie, którą widziałem ubrany był w garnitur, a niezależnie od wieku osoby przeprowadzającej wywiad, zwracał się do rozmówcy per Panie Redaktorze.
Klasa, elegancja, dobre wychowanie - postawa poza boiskiem, również może budować piłkarskie pomniki trwalsze niż że Spiszu.

No dobra, było o historii, o bohaterach szanowanych przez środowisko piłkarskie, a odpowiedzi na pytanie tytułowe brak. No właśnie, problem jest taki, że nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie bez odniesienia się do wspomnianych wydarzeń, ponieważ każda z opisanych powyżej historii w jakiś stopniu mnie zainspirowała, jednak wszystkie poznałem, gdy futbol był już częścią mojego życia. A co sprawiło, że polubiłem ten sport? Hmm zapewne główny wpływ miał na to mój ojciec, który jest wielkim sympatykiem piłki kopanej. Gdy byłem małym chłopcem uczył mnie kopać piłkę, w telewizji leciały non-stop mecze, a stadion legnickiej Miedzi odwiedzaliśmy regularnie co dwa tygodnie. Na marginesie pierwszy mecz Miedzi zaliczyłem jeszcze w wózku, więc ogromny wpływ na polubienie jakiejś dyscypliny ma to, jakie otrzymaliśmy  wychowanie i w jakich środowiskach się obracaliśmy. O perypetiach stadionowych powstanie za pewne kilka tekstów, więc dziś tylko pokrótce. Miłość do piłki nożnej rozwijałem na zapomnianych stadionach trzeciej ligi, więc ciężko mówić o zauroczeniu poziomem widowiska sportowego, jednak po latach umiem nazwać wszystkie czynniki, które zafascynowały mnie w kulturze kibicowskiej, ale to materiał na osobny wpis. Żeby w pełni zrozumieć socjologiczny fenomen popularności piłki nożnej, musimy cofnąć się do przełomu XIX i XX wieku. Początek zjawiska najlepiej odda przyczyny ogromnej popularności tego sportu.

Tuż po rewolucji przemysłowej, a mówiąc przewrotnie po nastaniu nowego porządku na świecie, życie zwykłych ludzi zmieniło się diametralnie. Pomijając szczegóły - brakowało rozrywki dla mas. W Anglii, którą uważa się za kolebkę futbolu, dominującym sportem było rugby, ale społecznie był to sport dla elit i klasy średniej, więc nie zaszczepił się zbytnio wśród robotników. A futbol? Gra z prostymi zasadami, w której za boisko może posłużyć kawałek pustego placu. Kulisty przedmiot, który można kopnąć też nie jest problemem, zwiń skarpetki w kulkę i już masz czym kopać. No ale, proste zasady i względna ogólnodostępność to nie wszystko. Po pierwsze piłka była nową dyscypliną, więc nie była zarezerwowana dla możnych tak jak tenis czy wspomniane rugby, więc klasa pracująca na spotkaniach piłkarskich mogła pozwolić sobie na zachowania mniej zgodne z etykietą dobrego wychowania, co było  obce dżentelmenom odwiedzający mecze rugby czy krykieta. Kluby sportowe z reguły zrzeszały przedstawicieli jednej grupy zawodowej, a z całą pewnością członków jednej klasy społecznej. Weźmy za przykład AC Milan oraz Boca Juniors. Oba kluby zostały założone przez imigrantów przebywających we Włoszech i Argentynie. Milan założyli Anglicy, a Boca Juniors Włosi. W przypadku kluby z Buenos Aires sprawa jest o tyle ciekawa, że płynnie przejdziemy do kolejnej rzeczy, która silnie cechuje drużyny piłkarskie i ma ogromny wpływ na popularność. Juniors w nazwie klubu miało podkreślić związek z kolebką futbolu, ale punktem przejściowym jest pierwszy człon nazwy. Boca to dzielnica portowa argentyńskiej stolicy, a wiadomo jak wyglądają dzielnice sąsiadujące z dużymi portami - rajem na ziemi bym tego nie nazwał. Piłka zyskała ogromną popularność ze względu na mocną interakcję z lokalną społecznością, ponieważ lokalny patriotyzm jest nieodłącznym elementem człowieczeństwa, dzięki temu kluby piłkarskie znajdowały rzesze sympatyków w najbliższym otoczeniu swojej lokacji. Zerknijmy na Londyn, gdzie drużyny takie jak Milwall, Chelsea,  czy West Ham to po prostu nazwy dzielnic, na których je założono. Przywołany wcześniej Milan jest świetnym przykładem na dalszy rozwój popularności piłkarstwa, a mianowicie zainteresowanie bogatszych klas społecznych. Biedniejsza cześć Mediolańczyków wybrała Rossonerich, kiedy na Inter, chodzili bogatsi mieszkańcy stolicy Lombardii. Podobnie jest również w Rzymie, gdzie Roma jest "klubem ludu", Lazio natomiast przyciąga Rzymian z klasy wyżej i średniej. Znakiem rozpoznawczym Lazio jest faszyzm, a poglądy polityczne wyznawane przez założycieli, właścicieli, czy kibiców to kolejny aspekt przyciągający uwagę do piłki. Są takie kluby, w których kierunku niegodne jest nawet splunięcie - lewackie St. Pauli (portowa dzielnica Hamburga), czy też Palermo. Nie wiem jak jest w przypadku Palermo, ale St. Pauli jako klub ideologicznie jest lewackie w 100%. Ciężko mi to pisać, ale nic nie poradzę, że w takich czasach żyjemy. St. Pauli ma fankluby w całej Europie, nie że względu na ponadprzeciętne wyniki sportowe, a że względu na utożsamienie się z ideologią kluby.

Kluby powstały, zyskały popularność, wybuchła I Wojna, za chwilę II, jednak piłka nadal pozostawała rozrywką głównie proletariatu, choć stopniowo przyciągała już wszystkie grupy społeczne, jednak niezmienna pozostała przynależność lokalna, oczywiście silnie naładowana szowinizmem i ksenofobią, które są naturalnymi reakcjami człowieka na nieznane zagrozenie, nawet jeśli mogą wydawać się negatywne. Regionalizm futbolu dziś ma znaczenie tylko dla grupy świrów podobnej do mnie, kiedyś odległość do najbliższego stadionu sprawiała, że z racji braku lepszych rozrywek, zmagania piłkarskie przyciągały sporą widownię. To oczywiście spore uproszczenie, jednak wnioski są jasne. Dziś jeśli chodzi o stadiony najlepszych klubów europejskich nie można mówić o lokalnym znaczeniu, bo choć Chelsea nadal gra w Londynie na tejże dzielnicy, to już w 2000 roku nie grał tam żaden Anglik. Pierwotne założenia i idee zeszły na dalszy plan, a futbol wyewoluował na produkt, który świetnie się sprzedaje ze względu na swoją widowiskowość. To kolejny aspekt, który musimy brać pod uwagę przy odpowiadaniu na pytanie co ma w sobie piłka - atrakcyjność produktu o marce globalnej.

No dobra, kluby powstawały, piłka rozwinęła się do dzisiejszego kształtu, ale powoli zbliżamy się do końca, a wniosków żadnych... Reasumując: odpowiedzmy na pytanie jakie czynniki przyciągają do piłki nożnej? Czynnik socjologiczno - psychologiczny. Przynależność. Poczucie tożsamości. Akceptacja. Piłka osiągnęła olbrzymią popularność ze względu na to, że może spełnić wszystkie powyższe potrzeby. Dochodzi także możliwość utożsamiania się z bohaterami stadionowych zmagań. Dziś oczywiście jest ku temu więcej możliwości niż powiedzmy 100 lat temu. Wtedy jedyny piłkarz dostępny dla kibica to ten, który biegał po murawie. Obecnie dzieciak może biegać za piłką w dowolnej koszulce lubianego piłkarza głęboko wierząc w to, że kiedyś będzie tak dobry jak jego idol. Z reguły kończy się na marzeniach, ale pasja do sportu pozostaje. Ja pod wpływem wspominanego wcześniej mundialu, a także finału Ligi Mistrzów 1999, bardzo zbliżyłem się do piłki, co zaowocowało podjęciem treningów w Konfeksie. Piłkarzem wprawdzie nie zostałem, jednak duch sportu pozostał w moim życiu zostawiając trwały ślad, choćby w postaci uszkodzonych kolan. Wróćmy jednak do pozostałych czynników: przynależność, poczucie tożsamości, akceptacja. To elementy, które przyciągają do subkultury niezależnie od jej charakteru. Człowiek jest tak skonstruowany, że potrzebuje być częścią czegoś większego, posiadającego jakieś idee, którymi można się kierować w życiu. Hymnem kibiców Liverpoolu jest piosenka nosząca tytuł "nigdy nie będziesz szedł sam". To hasło najlepiej obrazuje to, co kibice piłkarscy odnaleźli w tej dyscyplinie. Niezależnie od tego, czy na stadionie kreci Cię wyrwanie krzesełka, zdarcie gardła wyrzucając z siebie swe tygodniowe troski  i frustracje w postaci haseł sławiących Twój klub, kompletnie nieistotne czy na stadion poszedłeś upodlić się jak szpadel po ciężkim tygodniu pracy, czy też omijając stadiony mecz oglądasz w knajpie - do aktywności związanej z piłką skłoniły Cię te same przyczyny, które doprowadziły futbol na piedestał. Szybko załapałeś zasady, kilka razy udało Ci się kopnąć prosto gdzieś na wuefie lub w A klasie, a jakąś piłkarską imprezę oglądałeś na kolonii w jakimś czarno-białym telewizorze i to z niej masz najlepsze wspomnienia. Fenomen futbolu.

Jak podpowiada mi mój notatnik tekst liczy już ponad 10 tysięcy znaków, a ja nadal piszę tylko o przyczynach powszechności uwielbienia piłki. Odpowiedź jest ciężka. Musiałem opisać przyczyny żeby zastanowić się nad nią głębiej. Podejrzewam, że jest mnóstwo powodów, które mogą sprawiać, że zakochałeś się w tym sporcie. Myślę, że jestem gotów opowiedzieć o swoich. Myślę, że to będzie najlepsze zwieńczenie tego wpisu.

Dlaczego futbol ma to coś? Gol strzelony w 90 minucie dający zwycięstwo mojej drużynie, również stracony, który wyszarpał trzy punkty z rąk, gol z połowy boiska lub ten, gdzie piłka ledwo dotyczyła się do bramki. Euforia awansu i gorycz spadku. Złość, gdy piłkarze przeszli obok meczu, radość po wygranych derbach. Wspólne emocje, wspomnienia, pasja.
No dobra, kurwa, to się nadaje do jakiejś tandetnej reklamówki zakładów bukmacherskich. Jeszcze raz.
Futbol ma to coś, bo jest uniwersalnym językiem łączącym pokolenia. Uczy szacunku do historii, postaw Fair Play, kształci ideę współzawodnictwa, a także że nie zawsze zwycięstwo ma największą wartość, ponieważ istnieją inne wartości, dużo cenniejsze niż złoty medal czy puchar. A moje osobiste "coś", które odnalazłem w piłce nożnej? Wspólna pasja z ojcem, który zaszczepił we mnie zainteresowanie tym sportem, poznanie przyjaciół, na których mogę liczyć w każdej sytuacji. Na trybunach poznałem również matkę mojego dziecka i choć ten związek nie wytrzymał próby czasu to śmiało mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu dzięki zasadom wpojonym mi na stadionie, z chłopca stałem się mężczyzną. A mimo tych wszystkich górnolotnych spraw w dalszym ciągu czerpię rozrywkę z grania i oglądania meczów! Dlatego to chyba całkiem fajna gra.

Ps.
Gratuluję dotarcia do końca!
Ps. 2
Z tą fajną grą to chyba trochę przesadziłem, bo na żywo nie oglądam meczów w całości, a oglądając je w telewizji zasypiam po 10 minutach... Żartuję, futbol jest mega kot!

alfonscytrynek1 : : futbol  
lut 19 2020 Odcinek 1
Komentarze: 0

Dzień dobry! 

Miałem taki kaprys, aby założyć bloga. Nie ukrywam, że głównym bodźcem do tego było popełnienie poniższego tekstu. Czytasz na własną odpowiedzialność. Mimo wszystko miłej lektury!

W.

 

 

Kolorowanie rzeczywistości

 

Posiadając lekkie pióro dodaję opowieściom barwy i wyrazu, aby codzienne sytuacje wydawały się nadzwyczajne. Moją megalomanię, chamstwo, bezczelność i inne negatywne cechy maluję w jaskrawe barwy, by uwypuklić bezsens w sposób szczególny, ocierając się o granice absurdu. Przesadna pewność siebie jest absurdalna, więc lubię z niej szydzić. Rzeczywistość można kolorować na wiele różnych sposobów. Można na co dzień ślizgać się na granicy półprawd, lawirując doborem słów by wykreować jak najkorzystniejszy obraz siebie. Wzbudzenie zaufania zawsze bazuje na wykorzystywaniu łatwowierności, ludzkiej skłonności do pochopnych osądów i umiejętności sztucznego uśmiechania się tudzież bycia miłym pomimo wkurwienia. Nie twierdzę, że to złe, osobiście nie lubię kreować wizerunku na półprawdach, niedopowiedzeniach, oszustwach i kłamstwach. Autentyczność jest dla mnie cenniejszą cechą niż na przykład popularność czy bycie lubianym. Wolę kolorować rzeczywistość pisząc opowiadanie, które można streścić jednym zdaniem: Dzisiaj w galerii zaczepiła nas laska z banku, chciała założyć nam konta, jednak nie skorzystaliśmy.

 

Kilka dni temu byłem z Łysym w Galerii Piastów, najprawdopodobniej coś zjeść. Wchodzimy głównym wejściem, tym z które tumany nie potrafią skorzystać bezinwazyjnie. Oczywiście musiały się zaciąć, przez jakiegoś cymbała, który musiał wleźć w ostatnim momencie zamiast poczekać na kolejne skrzydło. Wkurwiłem się drobnostką,  jak to ja, powyklinam 17 sekund i zapominam o sprawie. Była dwunasta sekunda artykulacji wyrazów powszechnie uważanych za wulgarne i obraźliwe, gdy z wyspy obok Empiku leci do nas dziewucha pracująca w tym jakże prymitywnym oddziale ING. Nie zatrzymując się zbyłem ją bardzo opryskliwie, jednocześnie przypominając sobie dlaczego nie lubię galerii handlowych. I na tym cała historia mogłaby się skończyć, jednak dziś odwiedziłem galerię ponownie.

 

Weszliśmy do dawnego Megasamu, bo mój kompan nie mógł odlać się w podwórku jak cywilizowany człowiek, a koniecznie musiał widzieć przed sobą pisuar. Każdy miewa kaprysy, każdy ma jakieś wariatctwa...  Przy okazji wstąpiliśmy do Empiku. Znów ta sama laska, z tej samej wyspy, z tego samego banku, zaczepia w ten sam sposób. Tym razem nie bylem w 12 sekundzie wypowiadania inwektyw w kierunku głupoty ludzkiego gatunku, więc łaskawie poświęciłem jej 30 sekund, niech ma coś od życia. Łaskawie pozwoliłem czekać na audiencję, rzucając krótkie "jak wyjdziemy", oddaliliśmy się w kierunku królestwa płyt i książek, którego nienawidzę niemal równie mocno jak galerii i zimnego wiatru z deszczem w pysk. Zakupy okazały się bezowocne, a nasza dzielna Dorotka pomimo nakrzyczenia na nią tydzień temu, pomimo wszystkich przeciwności i niedogodności - czeka. Z nadzieją wierzy, że wrócimy i będzie mogła porozmawiać z kimś mądrym.
- Czekałam na Was - mówi Dorota (nie jestem pewien jej imienia, ale na potrzeby tego opisu niech zostanie) szczerząc kły niemiłosiernie.
- oj, bardzo mi miło z tego powodu -odpowiedziałem najbardziej cynicznie jak tylko potrafię dodając:
- czego potrzebujesz?
Ona z takim szelmowskim uśmieszkiem pyta:
- w jakim banku macie konta?
Pytanie o konto bankowe jest bardzo blisko próby wyłudzenia danych osobowych, a z całą pewnością jest mocno niestosowne. Zmierzyłem ją z góry na dół ekspresowo, bo gdy mierzę kogoś o głowę niższego pomimo szpilek na nogach zajmuje mi to maksymalnie dwie sekundy. Spojrzałem jej w oczy przybierając ton pomiędzy zawstydzeniem a zażenowaniem, informuję, że nie mam konta, mową ciała celowo sugerując, że to kłamstwo.  Dorotka próbuje być dociekliwa i pyta dlaczego, więc na tak postawione pytanie odpowiadam, że nie potrzebuję, mając na sobie spodnie dresowe nietrudno uwiarygodnić brak potrzeby posiadania konta w banku. Pani Dorotka jednak, nie daje za wygraną, próbuje rzucić żartem o oszczędnościach w skarpecie, więc Łysy wykorzystał momencie, nie spodziewała takiego obrotu wydarzeń. . Muszę dodać, że Dorotka to ten typ człowieka, który lubi dużo mówić, więc w międzyczasie wspomniała coś o OFE. Odpowiedź, że mój towarzysz posiada dokładnie takie konto, jakie ona chce nam zaproponować delikatnie ją zaskoczyła, stąd też jej uwaga skupiła się na mnie, rzuciła zalotnym uśmiechem, znów zmieniając technikę sprzedaży, podjeżdża od innej strony, badając czy łyknę haczyk. No i Łysy widząc chwilę zawahania, zaczyna zadawać pytania.
- Dużą masz prowizję? płaca Ci się biegać za ludźmi po galerii?
Dorotka ewidentnie nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, jednak uśmiech pełen sztuczności nadal widniał na jej twarzy. Z uwagi na to, że niewielu osobom pozwalam sztucznie się uśmiechać w moim kierunku, postanowiłem jej zetrzeć jej obłudę z pyska, jednak wyjątkowo wyszło mi to bardzo dyplomatycznie.
- Nie musisz stosować tych gierek, serio nie otworzymy u Ciebie konta.
- Jakich gierek? - z udawanym zaskoczeniem oraz wyparciem - odpowiedziała.
- Technik sprzedażowych, takich jak piękny uśmiech chociażby.
Powiedziałem z pełną powagą, dając jej ostatnią nadzieję na zarobienie prowizji metodą na kokieterię. Jednak ułamki sekund po ujrzeniu tego, jak Dorotce zaświeciły się oczka, dodaję:
- Dorotka, serio, nie sprzedasz nam niczego, szkoda Twojego czasu na przedstawianie nam jakiejkolwiek oferty, bo tylko zmarnujesz 15 minut,  a w tym czasie może Ci uciec klient, na którym zarobisz. Obiecuję, że jak będę chciał mieć konto w ING to przyjdę do Ciebie, wiem gdzie Cię znaleźć.
Ton nie uznający sprzeciwu, długie głębokie spojrzenie w oczy i Pani Dorotka okazała się być dość rozumną istotą, gdyż postanowiła nie próbować przekraczania granicy mojej tolerancji na bezsensowne dyskusje. Uśmiechnęła się, tym razem szczerze i znacznie mniej entuzjastycznie, grzecznie podziękowała za rozmowę i z nieźle zakamuflowanym zaskoczeniem lub delikatnym zdziwieniem, zaczęła szukać kolejnych ofiar.
Na odchodne życzyłem jej miłego dnia i lepszych klientów, uśmiechając się tak, jak zwykle miewam w zwyczaju, gdy jestem z siebie narcystycznie zadowolony...

 

Jeśli dotarłeś do tego zdania, chciałem Ci pogratulować, Drogi Czytelniku. Udało Ci się dobrnąć do końca. Brawo.

Ps.
Podczas zbierania materiałów oraz pisania tego artykułu nie ucierpiała żadna pracownica banku.

alfonscytrynek1 : :